W końcu można ruszyć się z domu w weekend i pozwiedzać. Jakie to szczęście.
Pomysł jest bardzo prosty: podczas niedługich, jednodniowych wycieczek pozwiedzać najbliższą okolicę.
Oprócz pogody pozwala na to w końcu młodsza córka, która wyrosła już z płaczu i krzyku w samochodzie (tak, tak nie wszystkie dzieci słodko zasypiają kołysane szumem silnika). Zeszłorocznej wycieczki do Łowicza nie zapomnimy do końca życia.
Uzbrojeni w optymizm, wyruszyliśmy na trasę do Łęczycy i Tumu.
Przygotowałem też moją pierwszą rysowaną mapę, którą widać na początku wpisu. Zaznaczyłem na niej miejsca warte odwiedzenia z dziećmi (bez dzieci oczywiście też). Chętnie usłyszę wszelkie uwagi na jej temat 😉
Gdyby ktoś zapomniał, gdzie leży Łęczyca 😉
Pierwszym, oczywistym celem wycieczki jest zamek. Stary, bo zbudowany gdzieś około 1360 roku przez Kazimierza Wielkiego, tego króla z banknotu 50 złotowego.
Zamek historię miał bogatą, przebywało tam podczas podróży po kraju kilku królów, w lochach siedzieli krzyżaccy jeńcy, wybuchały pożary, zamek był zdobywany, odbijany, niszczony i w końcu nie pozostało z niego zbyt dużo. W końcu zamkiem zaopiekował się podskarbi koronny Jan Lutomierski, który go odbudował i przebudował. Podobno był bardzo surowy, zwłaszcza w temacie podatków i przez to nie do końca lubiany. W końcu dwaj bracia zabili go gdzieś w borze, ciała nigdy nie odnaleziono, a sam Jan zmienił się w diabła Borutę (to jedna z kilku wersji narodzin miejskiego diabła).
Potem zamek znowu płonął, był zdobywany, niszczony i znowu nie pozostało z niego wiele, zawaliły się wieże, mury rozsprzedano i rozkradzione na cegły. Dopiero w latach 60-tych i 70-tych zaczęto wszystko odbudowywać i doprowadzono do stanu dzisiejszego. Jeżeli ktoś spyta, to powiem, że to była dobra decyzja – dzięki temu nie ma malowniczych ruin, tylko „żyjący” zamek.
Dziedziniec zamkowy od wewnątrz z wierzą na którą trzeba koniecznie wejść. Sam dziedziniec niestety był bardzo zaniedbany, a w zasadzie zajęty przez pozostałości lodowiska. Takie lodowisko w zamku to musi być strasznie fajna sprawa, więc można zazdrościć mieszkańcom Łęczycy, ale warto też zrobić po zimie szybki porządek a nie zostawiać piach i rurki.
Jak jest zamek to są i dyby, w które można zakuć żonę lub męża.
Dom nowy, wąski budynek w którym jest nieduże muzeum historyczne i diabła Boruty. W muzeum możemy zwiedzać małe podziemia, dwa pokoje z wyposażeniem zamkowym, jeden pokój z chłopskim wystrojem domów i dwa pokoje z diabłem Borutą. Wejście dla osoby dorosłej to 8 złoty, dziecko 4 złote a wejście na wieże po 2 złote bez względu na wiek. Muzeum nie jest duże więc jego zwiedzanie nie zajmuje dużo czasu ale warto poświęcić te kilkanaście minut. W końcu w jednym miejscu mamy trzy różnorodne elementy.
Ja wykorzystałem też okazję do rozmowy z przemiłą panią sprzedającą bilety, która opowiedziała trochę o zamku, diable Borucie i historii Łęczycy jako takiej.
W Łęczycy odbywa się Turniej Rycerski (sierpień) na który z pewnością też się wybierzemy. Była też impreza związana z mniej znanym wydarzeniem, podróżą legata papieskiego na „dziki wschód”, ale miasto zrezygnowało z jej organizacji.
Na piętrze mamy wnętrza chłopskich chałup i stroje z regionu co w sumie jest ciekawe. Można zobaczyć, jak to w sumie nie tak bardzo dawno ludzie mieszkali.
Sam diabeł Boruta – szlachcic siedzi w kominku. Jest to diabeł z gatunku przyjaznych, nie szkodzących ludziom, który widywany jest pod różnymi postaciami – konia czy sowy. Skąd się wziął – można przeczytać opisy w muzeum.
Międzymurze prowadzące do wierzy. Na wierzę trzeba wejść koniecznie, po stromych, wąskich, ciemnych schodach. Oświetlone nikłymi, żółtawymi światełkami są tylko stopnie, po których się wchodzi, co buduje ciekawy, historyczny klimat. Wyobrażaliśmy sobie rycerza, który w zbroi wspina się po tych schodach, wspina,wchodzi na samą górę i orientuje się, że zapomniał z dołu czegoś zabrać. I musi schodzić. Śmiesznie było.
Widok z wierzy jak okiem sięgnąć. W domu nowym w okrągłym, małym okienku zamieszkał jakiś ptak drapieżny, jakiś sokół albo błotniak.
Widok z wieży – przydatna sprawa. Kiedyś można było zobaczyć, czy jakiś Krzyżak czy Szwed się nie zbliża. Dzisiaj można sprawdzić, gdzie jest najbliższy dyskont. Z okienka obok widać drugi. A pewnie jest też i trzeci.
Figury królów (i królowej) wyrzeźbione w drewnie, w mini parku przed zamkiem. Niestety nie ma przy nich tabliczek kogo przedstawiają, więc zidentyfikowana została tylko Jadwiga i Kazimierz Wielki, który trzyma w rękach łęczycki zamek. Kazik stoi też przy wejściu do zamku.
Plac zabawa w parku, idealnie na chwilę odpoczynku i zabawy. Zawsze planując wycieczkę, zostawiam czas na zabawę na placu zabaw. Dla dorosłych może to nic ciekawego, ale dla dzieci świetna zabawa, której bardzo potrzebują.
Rynek miejski z ratuszem, kolorowymi kamienicami i lodziarnią na rogu. Dopiero później dowiedziałem się, że w ratuszu jest informacja turystyczna, ponieważ nie ma żadnego znaku który by o tym informował. Nie wiemy więc czy była czynna i co oferuje, a szkoda bo zawsze lubię wejść i chwilę porozmawiać z kimś, kto może powiedzieć coś ciekawego.
Po Łęczycy pojechaliśmy do bliskiego Tumu, gdzie znajduje się jedyna w Polsce archikolegiata. Archikolegiata to taki kościół nie będący katedrą przy którym jest kolegium duchownych mogących wybierać biskupa.
Archikolegiata jest jeszcze starsza od zamku i obok funkcji kościelnych pełniła funkcje obronne, czego nie trzeba specjalnie wyjaśniać, bo widać od razu. Budynek robi wrażenie i sam wygląda jak średniowieczny zamek a dodatkowej niezwykłości dodaje mu fakt stania w „szczerym polu”. Do środka nie było można wejść, ale podobno planowane jest udostępnianie jej zwiedzającym.
Coś co mnie zaskoczyło to kartka na tablicy przed kościołem informująca, że 1 maja obędzie się tutaj „impreza” z okazji rocznicy chrztu Polski. Przypadek sprawił, że podszedłem do tej tablicy, ponieważ o dziwo w samej Łęczycy nie ma ani śladu po takim ważnym i bliskim wydarzeniu, które może przyciągnąć bardzo dużo turystów. Trochę dziwna sprawa.
Widok z archikolegiaty na bezkresne pola i łąki.
Potężne mury. Odbudowane na szczęście po zniszczeniach wojennych.
Po drodze do/z Tumu jest nowy skansen z chłopskimi chałupami i wiatrakiem. Skansen nie jest jeszcze bardzo duży ale na pewno warto tutaj zajrzeć, zwłaszcza z dziećmi. W jednej chałupie jest biuro skansenu, więc nic tam nie zobaczymy i do zwiedzania mamy jedną chałupę, stodołę, komórki i wiatrak.
Wejście 9 zł dorosły i 6 zł dziecko.
Tak to było kiedyś w kuchni. Jak dobrze, że te czasy już minęły.
Atrakcje – wiejska chałupa, wiatrak, lodówka – niedużo ale daje radę.
Ze skansenu widać nieodległą Szwedzką Górę, czyli pozostałości grodu obronnego z VI wieku. Są plany połączenia skansenu z tym grodem i jego częściowej rekonstrukcji, przedstawionej na plakacie na jednej z chat skansenu. Mam nadzieję, że to uda się zrealizować w niedalekiej przyszłości bo będzie to bez wątpienia duża atrakcja.
Wycieczka do nieodległej Łęczycy była bardzo udana. To idealne miejsce do odwiedzenia z dziećmi – na tyle małe i na tyle różnorodne, że dzieciaki się nie nudziły.
Młodsza córka postanowiła nam przypomnieć jak głośno potrafi płakać i krzyczeć, kiedy przypadkowo szykując się do odjazdu ze skansenu posadziłem ją na siedzeniu dla kierowcy. A kierownice i wszelkie pojazdy to jest to co ona uwielbia najbardziej na świecie, więc opcja, że „ona nie prowadzi” zupełnie nie wchodziła w rachubę.
Ma szczęście się udało i już spokojnie wróciliśmy do domu, po wspaniałym dniu w Łęczycy.
Polecam.